8 stycznia 2011

W. Mann radzi: Jak „odmłodzić” płytę winylową?


Poznajcie proszę fragmenty wspomnień zasłużonego Digger’a - Wojciecha Manna, z czasów, kiedy trzeba było nieźle kombinować, by dorwać pożądaną pozycję, bądź cieszyć się wyłącznie tym, co było wówczas dostępne. Poniżej, kilka ekstremalnych porad i patentów dla kolekcjonerów /sprzedawców wosków w kontekście przywrócenia blasku, należytej formy i „ pozornej trwałości” zniszczonym płytom:

„Znaliśmy różne sposoby na odmłodzenie naszych płyt, a w wypadkach skrajnych na spowodowanie przynajmniej jednorazowego odtworzenia, aby – o, wstydzie!- takiego nieboszczyka wepchnąć za jakieś pieniądze innemu naiwniakowi. (…) Jak już wspomniałem, płyty ostro zgrane nabywały charakterystycznego białawego koloru. W celu uzyskania gwarantującej zainteresowanie kupującego połyskliwej czerni należało część grającą nasmarować czymś tłustym. (…) Wchodziły w grę bezbarwne wazeliny, a także, w skrajnych przypadkach, masło lub smalec. Po dokładnym rozprowadzeniu powierzchnia płyty błyszczała jak psu oczy i robiła wrażenie nieużywanej. (…) Lśniący album mógł zwieść amatora, ale ci bardziej dociekliwi chcieli jeszcze posłuchać, czy płyta dobrze gra. Był sposób pozwalający na jednorazowe w miarę przyzwoite jej odtworzenie. Otóż na moment przed położeniem płyty na talerzu gramofonu należało lekko pociągnąć jej powierzchnie wodą. W jakiś magiczny sposób ha dwa o eliminowały szumy i trzaski, tworząc złudzenie, że mamy do czynienia z prawie nówką.

Z płytami wygiętymi postępowało się inaczej. Barbarzyńcy próbowali prasować je żelazkiem. (…) Nieco większe szanse dawało włożenie winyla między dwie szyby i pozostawienie go w nasłonecznionym miejscu pod baczną kontrolę. Tym sposobem udało mi się naprostować jednego Cliffa Richarda, który przedtem leżał trochę za blisko kaloryfera.”

Uszanowanie Panie Wojtku. Tę i podobne historie, napisane z charakterystycznym dla Manna poczuciem humoru, znajdziecie w książce „Rock Mann. Czyli jak nie zostałem saksofonistą”. Zachęcam.

Brak komentarzy: