16 września 2009

Mandalay - Flowers Bloom



Wykonawca: Mandalay
Tytuł: Flowers Bloom
Format: singiel (12''), 33 RPM
Wytwórnia: V2
Gatunek: Drum'n'Bass

Strona A:
1. Flowers Bloom (12" mix)
2. Flowers Bloom (dub)
Strona B:
1. Flowers Bloom (secret lover remix)
2. Flowers Bloom (original version)


Cóż znaczy Mandalay? Dla niektórych to wielkie miasto w Birmie, dla innych zaś brytyjski duet reprezentujący scenę trip-hop i drum'n'bass w drugiej połowie lat '90. Mandalay tworzył były członek pamiętnego składu Thieves, Saul Freeman, wraz z Nicolą Hitchcock. Pozwólcie jednak, że nim zacznę opisywać sam singiel wyjaśnię jak dowiedziałem się o nim i wszedłem w jego posiadanie.

Był czas, kiedy w moim rodzinnym mieście istniała wspaniała knajpa o apetycznie brzmiącej nazwie "Piekarnia". Można powiedzieć, że gust muzyczny bywalców tejże był wielce różnorodny i wyszukany, co owocowało genialnymi imprezami w rytmie drum'n'bass, jungle, reggae, dub czy hip-hop. Było to na początku lat 90-tych, także nie zostawaliśmy w tyle w stosunku do UK. Z racji faktu, że internet dopiero raczkował, dostęp do płyt był ciężki, a co za tym idzie - każdą nową płytę sprawdzało się bardzo dogłębnie. Co to wszystko ma wspólnego z Mandalay? Otóż, imprezy te odbywały się zwykle w soboty - i w soboty także w latach '90 na antenie RMF FM (!) bardzo późną nocą (o ile pamiętam to od 1 do 5 rano) była nadawana audycja zwana Technikum Mechanizacji Muzyki. Prowadziło ją wówczas dwóch gości, niestety ksywek nie pamiętam, co nie zmienia faktu, że można było się od nich wiele nauczyć o muzyce elektronicznej. Imprezy piekarniane trwały zwykle do białego rana, co bardzo kolidowało z możliwością słuchania audycji. Wobec powyższego, ja, w każdy sobotni wieczór ustawiałem sobie sprtynie skonfigurowany sprzęt muzyczny (dwa magnetofony podłączone do timera) i rejestrowałem całą audycję taśmach. Potem niedziela upływała mi na edukacji muzycznej.
Jednej z tych sobotnich nocy panowie z TTM puścili kawałek Mandalay - Flowers Bloom, nie zdradzając kto był jego wykonawcą. Od tamtej pory pozostał on jednym z moich ulubionych kawałków gatunku; i nim nadeszła era Internetu, ostro zajeżdżałem kasetę z jego kopią nie wiedząc nawet kto to jest. Wraz z przybyciem Google wpisałem tam fragment tekstu śpiewanego przez Nicolę i w ten banalny sposób udało mi się dotrzeć do nazwy wykonawcy i kawałka. Nie zastanawiając się długo kupiłem także wosk na e-bay'u. Dobra, dość hostorii - czas recenzować.

Jest kilka wydań tego singla, mój posiada w zasadzie cztery różne wersje utworu . Na stronie A mamy dwa remixy autorstwa Alex'a Reece'a, którego bardzo cenię za wiele dzieł, zwłaszcza Street Player. Niestety tutaj w swoich remixach nie wybił się ponad przyzwoicie skonstruowany drum'n'bass z klasycznymi bębnami i charakterystycznym dla tego gatunku rytmem. Co gorsza, oba jego remixy nie różnią się od siebie specjalnie. Znacznie lepiej wypadli panowie z PFM (Progressive Future Music) w swoim, również drum'n'bassowym remixie, jednak bardziej delikatnym i pływającym, podjeżdżającym nieco pod LTJ Bukema (co nie dziwi, mając w świadomości, że mieli wiele wspólnego z Good Looking Records). Dochodzimy wreszcie do sedna sprawy - czyli wersji oryginalnej utworu, która moim skromnym zdaniem zamiata wszystkie remixy. Niesamowicie zmysłowy i seksowny tekst, podobnie zresztą głos Nicoli; cudownie pocięte sample okraszone przemiłymi loopami perkusyjnymi, głęboki bas i akustyczna gitara w tle. Wszystko to składa się na niesamowity chill-out'owy klimat w jaki wprowadza mnie ten utwór ilekroć go słucham.

Na koniec powiem, że singiel ten charakterem dość znacznie odbiega od pozostałych utwórów Mandalay, które są bardziej trip-hopowe, ale (niestety dla mnie) nie w tak ciężki sposób jak Massive Attack czy Portishead; momentami jest wręcz za czysto i słodko. Jako ciekawostkę dodam, że Mandalay długo pozostawał ulubionym zespołem Madonny, która włożyła dość sporo wysiłku w jego promowanie.

3 komentarze:

ambitny bumelant pisze...

Super. Tylko taką wersję klipu można znaleźć. Brzmi gorzej, niż pomięta pocztówka dźwiękowa, ale i tak słychać, że kawałek winylu został dobrze spożytkowany.

sZu pisze...

mandaly to wogóle mistrzostwo świata jest - wogóle ciekawa sparwa - płyty z której pochodzi "flowers bloom" - "pt. "empathy" przed premierą wyciekła i ludzie myśleli, ze to krążek Portishead. Nazwano całość "Pearl" i z uwagi na lekkie podobieństwa w warstiwe wokalnej, ludzie faktycznie myśleli, że to Portishead - taka ciekawostka.
z tej płytyki bardzo często wracam do "this life" i "insensible"

pozdrawiam
sZu

Aligator pisze...

Tak, faktycznie jakość dźwięku nie bardzo, jakby magnetofon kasetowy ze studni. Nie wiem też, na czym polega ich mistrzostwo świata. Portishead... tak, może kilka dziwnych dzwięków mogłoby kogoś zmylić ale nie wokal, a tym bardziej linia melodyczna tegoż wokalu. Tak ja to odbieram, bo nie wiem jak brzmią ostatnie produkcje portishead, ale te co ja znam to zupełnie inny świat. Jeśli chodzi o moją ocenę to nie jest to ok. Strata czasu.