Zespół: Wu-Tang Clan
Tytuł: Enter The Wu-Tang (36 Chambers)
Format: LP (12''), 33 RPM
Rok wydania: 1993
Wytwórnia: Loud Records
Gatunek: Rap
Strona A (Shaolin Sword)
Bring Da Ruckus
Shame On A Nigga
Clan In Da Front
Wu-Tang: 7th Chamber
Can It Be All So Simple
Protect Ya Neck
Intermission
Strona B (Wu-Tang Sword)
Da Mystery Of Chessboxin
Wu-Tang Clan Ain't Nuthing Ta F'Wit
C.R.E.A.M
Method Man
Tearz
Wu-Tang: 7th Chamber - Part II
Conclusion
9 listopad roku 1993 to bardzo ważna data w dziejach hip-hopu, muzyki i świata. Od tamtej pory zmieniło się wszystko, bo do gry przystąpił skład nie z tej Ziemi – Wu-Tang Clan. Pomysł powstał w głowie Geniusa, i w głowie Russella. Do ekipy dołączyli Roberta, i zaczęli poszukiwać kolejnych członków. Poszukiwania zakończyły się powodzeniem, gdyż do składu doszły takie osoby jak Ghostface, Rebel INS, Method Man, Rae i U-God. Warto dodać, ze pierwsza trójka (tzw. założycielska) jest rodziną. Podczas mistycznych zebrań postanowiono zrobić zrzutę na pierwszy sprzęt i wydanie singla. Każdy z ekipy dał po 100 dolarów i tak to się zaczęło. Na pierwszy ogień krytyki poleciał utwór "Protect Ya Neck". Krytyki? Singiel chwycił od razu i dwa dni później cały Nowy Jork mówił o zespole na "W" i jego charyzmatycznych członkach. Chwilę później podpisali kontrakt z Loud, i wydali klasyczny debiut. Boom!
Niesamowite zderzenie osobowości. Niektóre źródła podają, że w pierwotnym składzie było 9 członków, ale na okładce mamy wypisanych tylko 8. Nie wzięto pod uwagę Mastera Killer’a (Masta Killa), choć rapuję on w numerze "Da Mystery Of Chessboxin", który został nawet wypuszczony jako singiel, jako trzeci. Mózgiem operacji oczywiście jest Prince Rakeem, czyli RZA. To on wykreował brudne i szorstkie brzmienie grupy. Mocne bębny, minimalistyczne sample, cytaty z jakichś dziwnych filmów – tak, to są rzeczy kojarzone z Robertem (prawdziwe imię). Kolejną ważną postacią, i chyba najbardziej wyróżniającą się w tamtym czasie, jest Method ("it's the Method Man for short Mr. Meth"). Dostał on tutaj solowy numer do którego powstał pierwszy klip Wu-Tang Clanu. Dzięki wrodzonej charyzmie przez wielu słuchaczy został uznany za najważniejszą postać w zespole. Swoją pozycję rok później umocnił solowym albumem wydanym w Def Jam o tytule "Tical" – jego niezwykły talent będą mogli sprawdzić na żywo wszyscy tegoroczni Kempowicze; rekomenduję. U-God to przede wszystkim dzikie flow i głos przypominający bass. Rebel INS, czyli Inspectah Deck to raper, który jest zbyt mało doceniany imo ("Inspector Deck's on the set/ the rebel, I make more noise than heavy metal"). Raekwon w pełni skrzydła rozwinął dopiero na "OB4CL", gdzie ważną rolę odegrał również GhostFace. Najbardziej kontrowersyjną i szaloną personą wydaje się być w tym zestawieniu, świętej pamięci – Ol’ Dirty Bastard. Jego luzackie podejście do życia może przerażać, ale zwariowany styl rapowania budzi zachwyt każdego słuchacza. GZA wymieniony z tyłu okładki na końcu, to kolejna, wg mnie, bardzo niedoceniana postać. W sumie jemu chyba nigdy nie zależało na zbyt dużej grupie słuchaczy.
Klimat jest tajemniczy, chory. Tej płyty najlepiej słucha się w nocy w otoczeniu świec; najlepiej po gramie. Całość jest tak brudna, że chyba była nagrywana w piwnicy pełnej szczurów i kurzu, na sprzęcie mającym z 30-lat i ledwo nadającym się do użytku, który po skończeniu sesji został od razu wy****ny na śmietnik. Jest agresywnie – to nie jest płyta dla słuchaczy cukierkowego rapu. W tle przewijają się fragmenty filmów kung-fu, i te dziwne skity, i ogólny chaos zewsząd. Rap bliski ulicom i wszystkim szaleńcom. Gdybym robił film opowiadający o losach zakładu psychiatrycznego to pewnie rozpatrywałbym kandydaturę Prince’a na stanowisko głównego producenta muzycznego. Dla młodszych słuchaczy zaczynających przygodę z rapem płyta ta może być zbyt ciężkostrawna, ale znać trzeba koniecznie, bo klasyk pełną gębą. Styl artystów zainspirowanych mnichami z klasztoru Shaolin powinien znać każdy fan ambitnej muzyki, tak to widzę.
Większość produkcji, jak już wspomniałem albo nie, zawdzięczamy panu Bobby’iemu. W niektórych momentach pomogli: 4th Disciple, Ol' Dirty czy Method. W procesie samplingu wykorzystano m.in. film "Shaolin & Wu Tang", "Ten Tigers From Kwangtung". Bardziej wyćwiczone ucho wyłapię też dźwięki z dorobku takich artystów jak Labi Siffre, Zapp Band czy Sly & The Family Stone. Myślę, że RZA odebrałby to jako komplement, gdybym nazwał jego robotę dobrym syfem. Oprócz mocnych bębnów, minimalizmu, kosmicznych sampli, przeszkadzajek czy motywów azjatyckich, mamy tutaj też sample soul’owe. Bardzo często nasz producent sięga po krótkie partie pianinka – dość ważna cecha jego stylu. Poza tym, RZA rozpoczyna album wokalnie – to on jako pierwszy krzyczy "bring da motherfuckin ruckus". Wszyscy rapują tak jakby mieli zamiar zabijać za pomocą swoich samurajskich mieczy. Teksty są mocne, hardcore’owe wręcz – wu-tang banger, 36 styles of danger. W tekstach jest pełno przechwałek, celnych punchline’ów czy niebanalnych metafor. Chłopy są wiarygodne, czuć ich związek z ulicznym życiem – tak samo jak specyficzną chemię, między Raekwon’em, a Ghost’em w "Can It Be All So Simple". Gadka jest surowa jak cała reszta; na Kempie chciałbym zaśpiewać razem z Methodem refren "C.R.E.A.M" ("cash rules everything around me/C.R.E.A.M./get the money, dollar, dollar, bill y’aauhhauhhhhll") albo lepiej zarapować z nim cały utwór "Method Man" ("hey, u, get off my cloud/ u don’t know me & u don’t know my style/who be gettin flam when they come to a jam?...").
Wpadajcie na Kempa, żebyśmy wszyscy razem to zarapowali; prośba. Pod spodem macie pierwszy klip z obozu Wu-Tang, rzecz jasna powstał do numeru przed chwilą opisywanego (chyba zresztą już o tym mówiłem, ta skleroza). Fakt ten, chyba jasno pokazuje jak wysoką pozycję w hierarchii zajmuje Method. A teraz oglądamy teledysk:
Wu-Tang Clan Ain’t Nuthing Ta F’Wit!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz