11 stycznia 2009

RJD2 - Exotic Talk





Artysta: RJD2
Tytuł: Exotic Talk
Format: 12", 45 RPM
Wytwórnia: Definitive Jux
Rok wydania: 2004
Gatunek: Instrumentalny Hip Hop (?)

Strona A
Exotic Talk (Main Version)
Exotic Talk (Alternate Version)

Strona B
Get Off My Spaceship Bitch
The Move

Jak byłem mały i nie chciałem dużo szynki na kanapkach, tato mówił zobacz jaka cienka, Warszawę widać. (Nie rozumiem, jak mogłem nie chcieć dużo szynki.) Przez ten placek co prawda stolicy z Lublina nie widać, ale gdybym patrzył przez niego na ulicy, może udałoby się nawet nie wejść na latarnię.
Niby to "klir wajnyl", ale jak kładę na talerz, na moją czarną antyslipmatę, to wygląda trochę jak platyna. PPP mogli (byli) wydać "Triple P" na takich krążkach.
Na tym fajnym kolekcjonerskim wydaniu znajdują się dwie wersje "Exotic talk" - albumowa i druga - alternatywna (uwaga wegetarianie i antyglobaliści), w którym w połowie wchodzi spokojna melodyjka pozwalająca odetchnąć od ostrych gitar i szalonych bębnów.
Większej zajawki dostarcza natomiast strona B (B strona wygrywa jeszcze raz!). Najpierw "Złaź z mojego statku kosmicznego, dzi*ko" - ścisła czołówka tytułów, zaraz po "Wędlin suto kłaść na chleb" i "Winny zarzucanym czynom". Przerażające dźwięki otwierające, które pasowałyby na soundtrack do "Żony astronauty" (oglądałem przedwczoraj). Brrr. Później jest tak triumfalnie raczej, czyli RJ pokonał obcych i świat jest mu wdzięczny.
Druga ścieżka to "The Move" - jedna z moich ulubionych produkcji RJD2, choć nie jest tak oszałamiająca, jak chociażby "Ghostwriter", czy "Smoke & Mirrors". Trochę syntetyki, delikatna gitarka elektryczna i coś jak wokalny, przecinany sampel, co chwilę się przewijający. "The Move" też nadawałoby się jako podkład dla jakiegoś obrazu, dynamicznego, z często zmieniającymi się ujęciami. Do trailera filmu o miłości w ciężkich czasach dominacji gangów i terrorystów, koniecznie w miejskiej scenerii, z dużą ilością wybuchów. Tak to widzę.
Singiel promował drugi album RJ'a, na którym już niestety ten zdolny producent zaczynał śpiewać. Na następnym krążku już całkowicie chyba uwierzył, że robi to fajnie. W efekcie "The Third Hand" było słuchalne tylko w wersji instrumentalnej, która i tak była daleko w tyle za poprzednimi dokonaniami (artystyczny rozwój - przyp. red.). Liczę, że RJD2 wyniósł lekcję i na zapowiedzianym nowym krążku uraczy nas znowu milionem sampli i będzie trzymał się z daleka od mikrofonu.

PS. Lubię kupić płytę za 35zł chyba i po 2/3 latach znaleźć ją na hhv.de za 30 "ojro" bodajże.

4 komentarze:

3345 pisze...

ten tytuł "get off" zawsze mi się kojarzył ze "smack my bitch up", wiadomo kogo - może trochę głupie skojarzenie, ale z pewnością nie głupsze niż fakt, że jestem jednym z niewielu na tym globie, którzy polubili "the third hand" w wersji z wokalem. wśród znananych i lubianych, którzy lubią ten "nielubiany" longplay jest też m.in ula ze starej biski, oh, więc miłe towarzystwo.

ambitny bumelant pisze...

no mysle, ze get off my spaceship bitch brzmi jak Prodigy po tabletkach uspokajajacych. troche. a mowisz o Uli Kaczynskiej? chyba musze sie ponownie zastanowic, czy przypadkiem nie lubie the third hand jednak ;)

3345 pisze...

Tak, tak - właśnie tą dame mam na myśli, tą Urszule.

blamblamfromthecannon pisze...

rjd2 sie skonczyl na 'ere's what's left', 'june' oraz kilku bitach na solowce rapera copywrite, niestety